|
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Babiogórski Park Nara¿ony – czê¶æ druga
Adam i KOM s± na tropie truciciela spod Babiej Góry. Niestety, ¿ycie ich znajomego zawisa na w³osku…
…przypomina³o ha³dê górnicz± - go³± ziemiê, pozbawion± ro¶linno¶ci… …mieszank± absolutn± kwasów i innych takich takich… …takiego ³adunku oraz takiego samochodu nie sposób nie zauwa¿yæ… …dwa ataki w parku narodowym, a przestêpców brak… …Marek Stêpieñ, starszy stra¿nik stra¿y parku… …zwróci³em siê do Franka Ko³odziejczyka… …Piotr Koniec, ¶ledczy z komendy powiatowej… …proszê policji nie wchodziæ w drogê… …ujrza³em na samym koñcu drogi zielonego Poloneza Atu… …Buc to nasz lokalny przedsiêbiorca… …Ma te¿ kilku ³ysoli na swoich us³ugach… …ludzie gadaj±, ¿e chce otworzyæ jaki¶ wyci±g narciarski w okolicy… …zwyk³a willa, du¿o przepychu. I zero konkretów… …Drzwi do gara¿u by³y otwarte… …Mnóstwo czê¶ci, jakie¶ opony… …tylko inny wzór bie¿nika… …wyci±gn±æ broñ, wycelowaæ w urz±dzenie i strzeliæ… …Odnalezienie podejrzanego nie nastrêczy³o problemu… …Krêci³ siê po swoim tartaku… …Buc w³a¶nie ma zamiar odjechaæ… …moj± uwagê przyku³y dwie beczki… …wtedy spad³ pierwszy cios, prosto w nos, bardzo celny… …Zabola³o, polecia³em na ¶cianê… …Jestem w baga¿niku. Trzeba siê… wydostaæ… …za Bucem dojecha³em pod jakie¶ stare zabudowanie… …Poma³u, aby nie byæ zauwa¿onym, pod±¿a³em w kierunku budowli… …moim oczom ukaza³y siê schodki do piwnicy… …Pod pó³nocn± ¶ciana ujrza³em stoj±ce w kilku rzêdach beczki… …¶wiñstwo ze szlaku to ja ze zawi±zanym skanerem poznam… …na jego ¶rodku sta³o auto - czerwony pickup… …zaraz bêd± mieæ ciebie. Wchodz± do budynku… …Oni s± w sali obok… …Lepiej wywie¼my to st±d, gdzie siê da… …celuj±c z dubeltówki w pier¶ Buca, szed³ Franek… …Morderca! To przez ciebie nie ¿yje brat A¶ki!… …poci±gn±³ za spust strzelby… …Ta wypali³a… IVb Jak ja lubiê ma³e jatki 17 LIPCA, 21:14, ZAWOJA, STARY TARTAK Kukn±³em przez drzwi… - No jeszcze ciebie tu brakowa³o - sykn±³em. Przez pomieszczenie, celuj±c z dubeltówki w pier¶ Buca, szed³ Franek. Wygl±da³ na bardzo wkurzonego. - O, kogo ja widzê - gangster ironicznie zwróci³ siê do stra¿nika. - Pan przyrodnik… Jak mi³o pana widzieæ. Czy z³apali¶cie tego, kto zniszczy³ wam park? - zapyta³ z paskudnym u¶miechem. - Tak - przez zaci¶niête zêby odpowiedzia³ Franek. - I kto to jest? - Ty! - stra¿nik prze³adowa³ broñ. Reszta zebranych w pomieszczeniu zarechota³a. - Ty… morderco! ¦miech usta³. - Co¶ powiedzia³? - Buc siêgn±³ po broñ. - Morderca! To przez ciebie nie ¿yje brat A¶ki! Przez twój cholerny zak³ad! - rykn±³ Franek i poci±gn±³ za spust strzelby. Ta wypali³a… Jednak nie by³ strzelcem wyborowym - kula minê³a Buca, a trafi³a w ¶cianê ko³o mnie… Piêknie, naprawdê piêknie… Wydarzenia potoczy³y siê b³yskawicznie. Gangsterzy wyci±gnêli bronie - od pa³ek, przez kastety, po pistolety - i to wszystko wymierzyli w Franka, którego rêce trzês³y siê jak galareta. - Twój szwagier prosi³ siê o ¶mieræ. Wêszy³ tam, gdzie nie trzeba. Tak jak ty teraz… Jak dobrze, ¿e wtedy pi³a mia³a ¼le dokrêcon± tarczê… A teraz, ¿e ty ju¿ nie masz naboi, a my… - Buc wymierzy³ broñ w Franka. - Ale ma mnie! - wyskoczy³em zza drzwi. Oczywi¶cie z broni± w gotowo¶ci. - Adam Skupieñ, skurwysyn w zielonym Polonezie… Do us³ug! Gangsterzy spojrzeli na mnie. - Dwa gagatki na jednym ogniu - cicho mrukn±³ Buc. PIF! To moja kula przestrzeli³a kowbojski kapelusz gangstera. - Nastêpny bêdzie twój czerep - powiedzia³em spokojnie. I tak stali¶my. Gangsterzy celowali we mnie i Franka, ja trzyma³em na muszce ich szefa. - Dogadajmy siê… - zacz±³ Buc. - Z mi³± chêci±: wy siê poddajecie, a my was pakujemy do pud³a - przedstawi³em warunki. Buc u¶miechn±³ siê wrednie. - Nie no, panie Skupieñ, porozmawiajmy powa¿nie, mam kasê… £UPPP Co¶ za mn± gruchnê³o. Odruchowo sprawdzi³em. Pusto… Niestety, chwila dekoncentracji wystarczy³a, aby Buc odzyska³ rezon: - Zabiæ skurwysyna! A tym siê zajmê sam! - i ponownie wycelowa³ broñ we Franka. Reszta ³ysych, ma³o mi³ych go¶ci, ruszy³a na mnie. - KOM, potrzebujê ciê! - rykn±³em do zegarka, jednocze¶nie nurkuj±c za wywrócon± pi³ê mechaniczn±. Jej blat da³ mi tymczasowe, acz coraz s³absze - pod ostrza³em - miejsce schronienia. - Ada¶, tym masz zdecydowanie za wysoki wspó³czynnik wpadania w tarapaty, wiesz ¿e od tego mo¿na umrzeæ? - dobitnie stwierdzi³ KOM. - Nie mêdrkuj, wje¿d¿aj - rykn±³em, strzelaj±c na o¶lep. £UUPPPP! Rozwalaj±c w py³ ceglan± ¶cianê, KOM wparowa³ do ¶rodka. Gangsterzy zamarli w atakowaniu mnie. Tak samo jak Buc i Franek. - Rozpierducha! - rykn±³ uradowany komputer, wykonuj±c wokó³ ³ysych piêkny piruet, jednocze¶nie odcinaj±c mnie od nich. - Mogê siê przy³±czyæ?! - Franek, uciekaj! - krzykn±³em w kierunku stra¿nika, widz±c ¿e ten jednak tak do koñca nie os³upia³ na widok KOMa. Zareagowa³ od razu: jak b³yskawica wybieg³ przez dziurawe drzwi na zewn±trz. - No, to teraz po mojemu bêdzie - mrukn±³em, przeskakuj±c pi³ê i wsiadaj±c do Poloneza. - To co Ada¶: siatka, pr±d czy piosenki z Eurowizji? - KOM wymieni³ ca³± paletê broni do obezw³adnienia gangsterów. - Nie mamy czasu na zabawy… Ultrafale i le¿±! - krzykn±³em, wciskaj±c jeden z przycisków na palecie. W tym samym czasie gangsterzy ciskali w Poloneza, czym tylko siê da³o: ceg³ami, pociskami, pa³kami. Ale nie wyrz±dzi³o mu to absolutnie ¿adnej szkody, bowiem wytrzyma³a karoseria w po³±czeniu z tarcz± elektromagnetyczn± wokó³ stwarza³a ochronê nie do przebycia. - Ultrafale gotowe… Mi³ego s³uchania, panowie! - stwierdzi³ KOM. Go¶cie jeszcze przez sekundê atakowali, po czym nagle upu¶cili co akurat trzymali, chwycili siê za g³owy, upadli tu¿ obok swoich broni i wili siê z bólu. Mi oczywi¶cie nic siê nie dzia³o, gdy¿ by³em chroniony przez wyciszone wnêtrze KOMa. - Policja w drodze… To co, wy³±czaæ fale czy zmieniæ tylko na Radio ¯³obek? - ironicznie zapyta³ KOM. - Dostatecznie siê nacierpieli - mrukn±³em z satysfakcj±. - Wy³±cz fale… Do wej¶cia policji powinni byæ ululani… - mrukn±³em, spogl±daj±c na wij±cych siê typów. - Gdzie jest Franek? - Na polu, pod drewnian± ¶cian±… - KOM zrobi³ rzut na ekranie. - Adam, kto¶ jest w tej ciê¿arówce, co j± tam znalaz³e¶! - ostrzeg³ gwa³townie. - Mo¿esz go rozpoznaæ? - zapyta³em, gotowy ju¿ wysiadaæ, by lecieæ dopa¶æ zbiega. - Nie, Ad… ADAM, ON RUSZA! WPROST NA FRANKA! - krzykn±³ KOM. Docisn±³em gaz, wymin±³em le¿±cych gangsterów i wyjecha³em na pole dok³adnie w tym samym momencie, kiedy czerwony pickup znika³ w lesie, a pierwsze radiowozy ju¿ zaje¿d¿a³y pod tartak. Natychmiast zlokalizowa³em Franka - le¿a³ pod rozwalon± zapor±. Zdenerwowany podjecha³em tam i wyskoczy³em z KOMa na zewn±trz… - Franek, jeste¶ ca³y? - zapyta³em, padaj±c przy nim na kolana. Nie powiem, to jak le¿a³ nieruchomo i jak to wygl±da³o, s³usznie wywo³ywa³o moje najgorsze obawy. Lecz… - Tak… - stêkn±³ ch³opak, podnosz±c siê. Pomimo, ¿e tyle prze¿y³… jego twarz by³a rozpromieniona. Opar³em siê o KOMa i g³o¶no wypu¶ci³em z siebie powietrze. *** - Pan jest bardzo wkurzaj±cym cz³owiekiem, wie pan? - powiedzia³ Koniec, patrz±c na mnie. - Bym polemizowa³ w kwestii wkurzania… - poklepa³em po dachu KOMa. - Ale grunt, ¿e ci pójd± siedzieæ - wskaza³em g³ow± na policyjne wozy, które zabiera³y ju¿ ca³y gang Buca. - Pójd±, pójd±… A ten dyktafon… - teraz komisarz zwróci³ siê Franka, wskazuj±c na zapakowany w torebce foliowej rekorder - …zabieramy. - Proszê bardzo - stra¿nik pokiwa³ g³ow±. - Jadê, szykuje siê d³uga noc. I widzê panów za godzinê na komendzie. Wasze zeznania bêd± kluczowe dla sprawy - poinstruowa³ nas Koniec, po czym bez po¿egnania odszed³. Ogl±daj±c odjazd wozów, milczeli¶my. - Ale jednego nie z³apali - w koñcu odezwa³ siê Franek. - Z pickupa… Fakt… Tylko co¶ mi tu nie pasuje… KOM… - zwróci³em siê do pojazdu. - Jak pierwszy raz okre¶li³e¶ ilo¶æ gangsterów, to powiedzia³e¶, ¿e jest ich dziesiêciu. - Nie masz sklerozy, staruszku. - Dobra, dobra… Zgarniêto dziesiêciu, wiêc kim by³ jedenasty? - Tym jednym, który obiera marzenia o pe³nej dru¿ynie pi³karskiej. A na serio, z odczytów mojego skanera wynika, ¿e pojawi³ siê w budynku jakie¶ dwie minuty po ich przybyciu. Przyszed³ od strony lasu i wlaz³ przez niezabite okno. - Dziwne - mrukn±³em. - Mo¿e jaki¶ z³odziejaszek, który zwêszy³ auto i postanowi³ siê nim zaopiekowaæ? - zasugerowa³ Franek. - Mo¿liwe - potwierdzi³ KOM. - Dobra, to ju¿ policja ustali… - zwróci³em siê do Franka - A teraz, po kiego grzyba pcha³e¶ siê tutaj? - zapyta³em z wyrzutem. - Mia³em sprawê do Buca - odpowiedzia³ stra¿nik. - I przy okazji chcia³e¶ zarobiæ kulkê - pokiwa³em g³ow±. - Dobra, o co chodzi³o z tym szwagrem? - zapyta³em cicho. Franek na chwilê zamilk³. - To by³o dwa lata temu… Brat A¶ki, Marek, pracowa³ u Buca w stolarni. Na pocz±tku nie narzeka³, póki nie dowiedzia³ siê paru rzeczy za du¿o. Na drugi dzieñ znaleziono go z pi³± w piersi. Oficjalnie to tarcza odpad³a. Ale ja tam wiedzia³em swoje… I dowiod³em - doda³. W ¶wietle lamp KOMa ujrza³em, jak kilka ³ez pop³ynê³o po jego policzku. - Drañ siê z tego nie wywinie - powiedzia³em, klepi±c go po plecach. - Dobra, zmywajmy siê st±d… Bo Koniec nam nie wybaczy spó¼nienia. I o¶wietlani tylko reflektorami KOMa, ruszyli¶my poma³u w kierunku pojazdu. Nad nami rozpo¶ciera³a siê noc… Potê¿na i okalaj±ca wszystko. Jak te lasy. *** A¶ka jeszcze mocniej objê³a Franka, kiedy ten skoñczy³ swoj± opowie¶æ. - G³upi, g³upi, dziêkujê! - szepta³a mu do ucha. Jako ¿e siedzia³em po drugiej stronie sto³u, s³ysza³em - chc±c lub nie - wszystko. Emkh… Ze Suchej wrócili¶my grubo po pó³nocy. A¶ka rzecz jasna nie spa³a… i co¶ mi mówi, ¿e prêdko oboje nie pójd±. I nie, nie mam tu nic na my¶li, ok? A je¶li nawet - kto im zabroni? - I tobie te¿ dziêkujê, Adam - teraz spojrza³a na mnie. Mia³a czerwone oczy od p³aczu, ale u¶miecha³a siê. - No problem - skin±³em g³ow±. Wsta³em. - Tyle po mnie, wracam do siebie. Ju¿ chyba najwy¿sza pora. Proponowali, bym siê zdrzemn±³ u nich, ale uzna³em, ¿e wolê jednak na swoim. W koñcu ile mia³em do tego Jordanowa? No i KOM chyba mnie zawiezie pod wskazany adres. Chyba. V A mia³ byæ koniec… Otworzy³em oczy. Cia³o cholernie bola³o, dopiero dzi¶ odczuwa³em skutki robienia za worek treningowy. - Cierp, jak g³upi¶ - mrukn±³em sam do siebie. Jakim¶ cudem wymaca³em zegarek le¿±cy na nocnym stoliku. By³a 16. - By to… - sykn±³em. Dzi¶ mia³em tyle ogarn±æ, a tu dzieñ prysn±³ ot tak. Piêknie, panie Skupieñ. Po prostu piêknie. Obróci³em siê na ³ó¿ku. Pomimo tylu godzin snu… wci±¿ czu³em siê wyczerpany… No co za szalona doba… Praca, park, policja, KOM zrzêdzi nad uchem… Nie Ada¶, ty musisz wyjechaæ na jakie¶ wakacje. MUSISZ… KOMa zostaw, pakuj manatki i w Polskê idziesz. Przekrêci³em siê na bok… Plecy przypomnia³y o sobie… Cholera, tyle do zrobienia… Dom posprz±taæ… Co¶ zje¶æ… A, jeszcze w KOMie co¶ prawe ko³o piszczy… Muszê to sprawdziæ… Ale najpierw: pole¿ê… Tak, pole¿ê… Bez my¶lenia o tym wszystkim… Dawno tak sobie nie le¿a³em… I tak nie nie my¶la³em… Jednak dziesiêæ minut pó¼niej i to mnie znudzi³o. Otworzy³em oczy i spojrza³em na pokój. Z tej perspektywy ba³agan zdawa³ siê byæ jeszcze wiêkszy. I jeszcze bardziej twórczy. K±tem oka dostrzeg³em gazetê smêtnie zwisaj±c± z nocnej szafki. Z wielkim wysi³kiem siêgn±³em po ni±. By³ to „Obiektyw Suski", lokalny periodyk… A tak, przypominam sobie, mia³em w nim jeden artyku³ przeczytaæ, a tak mi… …spojrza³em na datê wydania… …a tak mi od listopada ubieg³ego roku schodzi… Piknie… No, to mo¿e teraz… Zacz±³em wertowaæ wydawnictwo, szukaj±c artyku³u, który mnie kiedy¶ zaciekawi³ z ok³adki - co¶ zwi±zanego z histori± Jordanowa - a jak ju¿ ustalili¶my, do dzi¶ nie mia³em czasu go przeczytaæ… W koñcu na niego trafi³em. Zesz³o mi mo¿e 5 minut na lekturze… i niestety trochê siê rozczarowa³em. Ju¿ od dawna o tym wiedzia³em i nic nowego nie wnios³o to do mojego ¿ycia… O, ciekawe. Na s±siedniej stronie zaczyna³ siê nowy materia³, tym razem wywiad z nowym dyrektorem Babiogórskiego Parku Narodowego, znaczy nowym na listopad. Hmm, wcze¶niej mi siê nie obi³o o uszy, ¿e by³y jakie¶ wybory. Z ciekawo¶ci± przeczyta³em ca³y wywiad z Marcinem Prostym. W³a¶nie on zosta³ dyrektorem, przedstawia³ te¿, jak widzi rozwój Parku, ale te¿ i jego ochronê… Hmmm, to ma teraz niez³y zgryz… Ale nie, to ³adnie siê zachowa³, bo jeszcze pogratulowa³ swoim kontrkandydatom na to stanowisko, Witoldowi Mrocznemu i Markowi Stêpniowi… Zaraz, Stêpieñ? Wróci³em do odpowiedniego ustêpu… No tak… Marek Stêpieñ… O, nawet jest na zdjêciu… Jak gratuluje nowemu dyrektorowi… Ciekawe, ciekawe… Przejrza³em wydawnictwo do koñca, nic wiêcej mnie nie zainteresowa³o. - I cyk, na kupkê - rzuci³em nim w k±t, gdzie taki ma³y stosik sobie rós³. Przeci±gn±³em siê. By³em ju¿ nawet rozbudzony. Dobra Ada¶. Wstajesz i do roboty! Kto to widzia³ o takiej porze le¿eæ, jeszcze ci oczy zgnij± i co z tego bêdzie? Ju¿ nawet w my¶lach siê ganiê g³osem KOMa, ech… *** - Co robisz? - zapyta³em siê Poloneza, wchodz±c do przestronnego gara¿u, bêd±cego zarazem „punktem serwisowym” pojazdu oraz podrêcznym laboratorium. - Gdybym rzek³, ¿e planujê podbój ¶wiata i eksterminacjê ludzi poprzez wystêp w Mam Talent, uwierzy³by¶? - odpowiedzia³ pojazd, zgodnie ze swoim charakterkiem. - A ty co? Pewnie chcesz siê za to ko³o moje zabraæ? No w koñcu, ile mo¿na! - Jakby¶ zgad³ - odpowiedzia³em, bior±c do rêki skrzynkê z narzêdziami. - A to móg³by¶ mnie jeszcze podrapaæ po dachu. Strasznie rdza swêdzi… - powiedzia³ b³agalnie KOM. Westchn±³em. Kucn±³em obok prawego, przedniego ko³a. Wtedy po gara¿u rozniós³ siê d¼wiêk telefonu. - KOM, daj na zestaw g³o¶nomówi±cy! - krzykn±³em, jednocze¶nie wk³adaj±c g³owê pod pojazd i latark± o¶wietlaj±c podwozie… Hmm, na pierwszy rzut oka nie widzê nic ciekawego. - A ty mi gdzie do stringów zagl±dasz, we¼ siê Ada¶, mo¿e najpierw jaka¶ kolacja, nie wiem, wspólny wypad na wy¶cigi konne i przehulanie twojej kasy… - ironicznie mrukn±³ KOM. - Rozmowa na zestaw, jak chcia³e¶, ale fryt… - ADAM! - przera¿ony g³os Franka zag³uszy³ paplanie KOMa. - ADAM! Co siê… Auuu… Próbuj±c szybko wyci±gn±æ g³owê spod KOMa, wyr¿n±³em czo³em o podwozie. - Franek, co siê sta³o? - zapyta³em, rozcieraj±c guza. - A¦KA… A¦KA… - wykrztusi³ z siebie stra¿nik. - Co A¶ka? - Porwali j±… ADAM, ONI GRO¯¡, ¯E J¡ ZABIJ¡!!! Serce zabi³o mi mocniej. - Spokojnie… Zg³osi³e¶ to na policjê? - zapyta³em. - Powiedzieli, ¿e j± zabij±, jak to zrobiê… - Franek by³ bardzo roztrzêsiony. - Typowe… - mrukn±³em. - Stawiaj± jakie¶ warunki? - Tak… ¯e ja i ty… Mamy o dziesi±tej stawiæ siê pod starym tartakiem… Bo inaczej… - g³os mu zamar³ w krtani. - S³uchaj… Nie rób nic. Bêdê tam za pó³ godziny! - krzykn±³em. - Dobrze… Adam, po¶piesz siê, proszê! - jêkn±³. Roz³±czy³ siê. - No, to tyle w kwestii naprawy ko³a… O drapaniu nie wspominaj±c - mrukn±³ KOM. Szybko przebra³em ciuchy robocze na te bardziej wyj¶ciowe (tak siê sk³ada, w gara¿u mia³em taki podrêczny zestaw). Wskoczy³em do Poloneza: - Otwieraj drzwi, stary - mrukn±³em. Szlag, a mia³ byæ spokojny wieczór. *** - I znowu tu jeste¶my - powiedzia³em, patrz±c siê na odleg³e zabudowania starego tartaku. - A czy oni… tam…? - zapyta³ mnie Franek, siedz±cy obok. Milcza³em. - KOM, czyñ swoj± powinno¶æ - rozkaza³em w koñcu komputerowi. Ten, o dziwo, bez z³o¶liwego komentarza zacz±³ skanowaæ budynek. - On… St±d… Mo¿e…Tak… Dok³adnie?… - Frankowi ju¿ powa¿nie dr¿a³y d³onie. - Mo¿e nie tak, ¿e ka¿dy py³ek rozpozna, ale dla ogólnej sytuacji to wystarcza… I co… - teraz zwróci³em siê do pojazdu. - Jak to wygl±da? - Chyba mia³e¶ racjê, wielki mistrzu: troje ludzi w budynku, w tym jedna skrêpowana. - Maj± broñ? - Maj±, maj±… Takie tam pukawki… Nic specjalnego. Widaæ, ¿e to nie s± profesjonali¶ci. Nawet nie obstawili wszystkich wej¶æ do budynku - odpowiedzia³ KOM. Zamy¶li³em… Mogê to za³atwiæ od razu… Jeden wjazd… Nie, lepiej nie… - KOM, dzwoñ po Koñca… - zadecydowa³em. - Bêdziemy potrzebowaæ jego wsparcia - ADAM!!! ONI J¡ ZABIJ¡!!! - Franek rzuci³ siê na mnie, chwytaj±c za po³y kurtki. - ZABIJ¡!!! - a teraz lekko trzepn±³ o fotel. - Wiem, co prze¿ywasz. Ale to jest sprawa dla policji - powiedzia³em bardzo spokojnie. - MASZ KOMa!!! NIC SIÊ CI NIE STANIE!!! - w oczach Franka pojawi³ siê ogieñ. - Ale A¶ce mo¿e. Franek pu¶ci³ mnie. - Nie… Jeste¶ tchórzem - powiedzia³ cicho. - Wielkim tchórzem - nagle chwyci³ za klamkê od swoich drzwi i zacz±³ j± mocno szarpaæ. - TO JA TAM PÓJDÊ!!! Drzwi jednak nie chcia³y siê otworzyæ. - Co jest… Co jest… - stra¿nik by³ zaskoczony tym, co siê dzieje. - Stary, twoje têtno, twój oddech, twój pot oraz wzmo¿ona aktywno¶æ stóp ju¿ dawno wskazywa³y, ¿e chcesz wyskoczyæ i wpa¶æ na liniê ognia tych porywaczy. Dlatego zablokowa³em ci drzwi. Nie ma za co. Wspomnisz o tym swoim wnukom, jak ciê kiedy¶ taki jeden wspania³y i cudowny komputer… - KOM, zamknij siê. A teraz ty mnie pos³uchaj… - wskaza³em palcem na pier¶ Franka. - Mo¿e bym i tam wjecha³. Ale ryzyko jest za du¿e… - ALE WCZE¦NIEJ DA£E¦… - Bo to wcze¶niej sam wywo³a³e¶, wparowuj±c do ¶rodka! Musia³em improwizowaæ! - teraz ja podnios³em g³os. - Poza tym, obliczaj±c nasze szanse, to wej¶cie z zaskoczenia niesie za sob± naprawdê wysokie prawdopodobieñstwo tego, ¿e co¶ siê stanie A¶ce. W odró¿nieniu do szans Adasia na o¿enek, bo te ostatnio polecia³y ju¿ poni¿ej zera, tak ¿e deltê wyliczaj± nawet! - wtr±ci³ KOM. Pomimo nawi±zania do mojego ¿ycia, by³em mu wdziêczny za to, ¿e stan±³ po mojej stronie. - Sam widzisz - wskaza³em na modulator KOMa. - A teraz czekamy na policjê i robimy to z nimi, wed³ug planu! Franek zacisn±³ gniewnie usta i zapad³ siê g³êbiej w fotel pasa¿era. *** - To jeszcze raz… - Koniec, ja i szef antyterrorystów pochylali¶my siê nad po¶piesznie zrobionym planem akcji. - Pan wypuszcza swojego „partnera”… - komisarz wskaza³ na KOMa - …on zagaduje porywaczy, AT podchodzi z tytu³u, szturmuje budynek, my za¶ wchodzimy zaraz za nimi. - Mhmh - pokiwa³em g³ow±. - Pan tu rz±dzi i nie mam ¿adnych uwag - doda³em, ca³kiem powa¿nie. Chyba tym po³echta³em ego Koñca, bo nagle jakby urós³ o kilka centymetrów. - Wchodzimy - wyda³ rozkaz. Opu¶cili¶my ciemnego, policyjnego vana. Wszyscy byli przygotowani (ju¿ od dawna mia³em na sobie kamizelkê kuloodporn±). Na dworze noc zago¶ci³a na dobre. Zalewa³a las tak, ¿e nie mogli¶my nawet st±d dopatrzyæ tartaku. Podszed³em do KOMa. - Dobra. Na mój znak podje¿d¿asz, w³±czasz syntezator g³osu, udajesz mnie i Franka… Staraj siê ich zagadaæ jak najd³u¿ej. Ca³y czas miej nas na sknerach - wyja¶ni³em mu jego rolê. Przy okazji sprawdzi³em zegarek. Mieli¶my jeszcze chwilê do 22. - I przyciemnij szyby. - Och, mam nadziejê, ¿e Akademia doceni moje starania i dostanê w koñcu tego Oskara czy tam innego Olafa! Ale siê nie obrazisz, jak koniecznie bêdziesz musia³ u¿yæ kilku s³ów na „ch” czy „k”? Mog³em siê spodziewaæ tego pytania. - Pamiêtaj, masz ich przekonaæ, ¿e to ja jestem, stawk± jest ¿ycie A¶ki - pogrozi³em mu palcem. - Dobra, dobra, swoje wiem… - zamrucza³ KOM. Odpali³ silnik i cicho podjecha³ kilka metrów w przód, na dogodne miejsce do wjazdu. - A ty… - teraz popatrzy³em siê na Franka. Sta³ obok vana i mia³ skwaszon± minê - …siedzisz tu i siê nie ruszasz? Stra¿nik kiwn±³ g³ow±. To mi wystarczy³o. Ruszy³em w kierunku Koñca, który razem z ma³ym odzia³em czeka³ na mnie. - Tylko j± przyprowad¼… Ca³± - us³ysza³em za sob± pro¶bê. Unios³em kciuk do góry… Tak, przyprowadzê j±. - Wchodzimy? - zapyta³em komisarza, staj±c przy nim. - Wchodzimy - kiwn±³ g³ow±. - Na pozycje - rozkaza³ szef AT. I poma³u, id±c szerokim ³ukiem, zaczêli¶my okr±¿aæ tartak… TYMCZASEM PRZY VANIE - Psyyy… Psyyy… Franek… - Zaraz… Co ty tutaj robisz? - Wiem, ¿e nie pora… Ale to wa¿ne… - Stary… Tu chodzi o ¿ycie… - Mamy go… - Kogo? - Truciciela… - Przecie¿ to by³ Buc… - To nie Buc!… Truciciel znów uderzy³. Ale go z ch³opakami z³apa³em… Na Krowiarkach go mamy… - To zg³o¶ to poli… - NIE! Musisz. Zaskoczy ciê, kto to… - NIE MAM CZASU! - Ch³opie… To dyrektor parku… - Co?!… Prosty?! - Widzisz… Chod¼, musimy dowiedzieæ siê, dlaczego to robi³. - Ale… ale… - Zadzwonimy za chwilê do tego Adama… Na pewno j± uratuj±… Przecie¿ i ciebie… - Dobra… Ale… - No, chod¼… Chod¼… Bo nam zwieje… *** Stanêli¶my przy tylnej ¶cianie tartaku. Jak na razie nikt nie spostrzeg³ naszej obecno¶ci. - KOM. Wchod¼ - wyda³em polecenie do zegarka. - Kolega da radê? - cicho mrukn±³ Koniec. - Inaczej bym mu tego nie powierzy³. - Jeste¶my, jak kazali¶cie! - nagle mój g³os, mocno zwielokrotniony, rozleg³ siê po okolicy. - Adam, porywacze zbli¿yli siê do okna… O, i nawet reflektor maj±… I chyba bêd± gadaæ… O heh, to dzieciaczki Buca, jak milusio! - tymczasem KOM nakre¶li³ mi sytuacjê. - Na trzy wchodzimy - szef ATeków da³ znaæ. Jego ludzie otoczyli wej¶cie. - Raz, dwa… Huk strza³ów przerwa³ odliczanie, - KOM! - krzykn±³em do zegarka. - Spoko… Siê tylko dziewczyna unios³a… I trochê mnie popie¶ci³a ka³aszem… O tak, jeszcze proszê! Unios³em kciuk, ¿e „ok”. Mina Koñca by³a co najmniej oburzona. - Trzy - powiedzia³ szef. AT ruszy³o na podbój obiektu. My za¶ pod±¿ali¶my tu¿ za nimi… Od wczoraj niewiele siê tu zmieni³o… Ten sam smród… Ta sama ruina… Teraz schodkami na górê… Cicho, jak najciszej. Huk wystrza³u. - Ostra ta ma³a - poinformowa³ mnie KOM. Zbli¿yli¶my siê do pokoju, z którego wybiega³a w±ska smuga ¶wiat³a. - …za mojego Poloneza - z pola znów us³ysza³em swój g³os… Ach ten KOM… Jeden z AT zajrza³ do ¶rodka za pomoc± kamery na teleskopie, po czym przekaza³: - Porwana przy ¶cianie, cele przy oknach. - Okr±¿yæ porwan±, potem atakowaæ - szef wyda³ polecenia. - Niech przyjaciel kontynuuje – a to by³o do mnie. - KOM, kontynuuj - szepn±³em komputerowi. Ten jednak bez mojej zachêty nawija³… No ma talent… Szef AT uniós³ d³oñ do góry. Odliczy³ od piêciu w dó³ i… Antyterrory¶ci po cichu weszli. Paplanie KOMa dodatkowo zag³usza³o ich kroki. Otoczyli A¶kê… Kciuk w górze… Mo¿na zatrzymywaæ! - POLICJA!!! RÊCE DO GÓRY!!! - reszta AT ruszy³a na dwójkê stoj±c± w oknie. - KURWA! - krzyknê³a m³oda blondynka, o dosyæ brzydkiej twarzy i ju¿ chcia³a otworzyæ ogieñ, ale policjanci ju¿ j± i jej towarzysza k³adli na pod³odze. A¶ka, otoczona przez antyterrorystów, le¿a³a na ziemi nieprzytomna. - ¯yje - krzykn±³em, przyk³adaj±c jej palec do szyi… Nawet nie wiecie, jaki kamieñ spad³ mi z serca… *** Zielony Polonez z kopyta ruszy³ po kamienistej, le¶nej drodze. Zatrzyma³ siê dopiero pod starym tartakiem: - Jeste¶my, jak kazali¶cie! - z jego wnêtrza rozleg³ siê mêski g³os. Cisza… Cisza… Nagle z górnego okna b³ysnê³o mocne ¶wiat³o reflektora. O¶wietli³o pojazd. - Wy³a¼cie! - z góry kto¶ krzykn±³ mocno przepitym g³osem. - Jak± mamy pewno¶æ, ¿e nas nie zastrzelicie?! - Skupieñ, milcz skurwielu… - rykn±³ kobiecy g³os i z góry, niespodziewanie, na przód pojazdu sypn±³ siê grad kul. - Nie róbcie jej nic! - teraz z Poloneza wydoby³ siê roztrzêsiony g³os m³odego mê¿czyzny. - Kurwa, to nie trza by³o ojca nam zamykaæ! - zawy³ facet. - I tak siê z tego nie wygrzebiecie. Ju¿ siedzicie! - warkn±³ kierowca. - Kurwa, a my ciê rozwalimy! - i znów ostrza³. - Siostra… Kurwa… Kule siê od tego auta odbijaj±… - Wypuszczacie j±? - znów krzykn±³ kierowca. - Bo jak tam wpadnê, to nie rêczê za mojego Poloneza, to naprawdê w¶ciek³a bestia! Porywacze ryknêli pijackim ¶miechem. - Proszê… Proszê… - jêcza³a bardzo g³o¶no druga osoba z pojazdu - Mam tylko j±. Proszê… Nie Adam… Zostaw… Uwolnijcie j±… Ja siê oddam, ale j± zostawcie… PROSZÊ… PROSZÊ!!!… ONA JEST DLA MNIE… ADAM, ZOSTAW MNIE… - Franek, to ja gadam z nimi! - kierowca wci±³ siê w jêczenie Franka. - Kurwa, to siê zdecydujcie! - rykn±³ wkurzony ch³opak. Dziewczyna cisnê³a w Poloneza butelk± po wódce. - PROSZÊ… PROSZÊ… PROSZÊ… JA… J¡… PROSZÊ… NIE ZABIJAJCIE… - i g³os siê bardzo g³o¶no rozp³aka³. - Ha… co jest! - nagle ryknê³a dziewczyna, po czym zniknê³a z okna. Jej partner równie¿. - Trza by³o mnie s³uchaæ, s³onka - mrukn±³ KOM, ju¿ swoim g³osem i jak zwyczaj ka¿e, ironicznie zamruga³ swoim skanerem… - Franka to za dramatycznie zrobi³e¶, Akademia tego nie kupi - mrukn±³em, kiedy KOM skoñczy³ odtwarzaæ nagranie z wjazdu pod tartak. - Ale to znaczy, ¿e ciebie perfekcyjnie zrobi³em, super, to mogê ju¿ ciê usuwaæ ze swojego ¿ycia i zaj±æ twoje miejsce, juhuu! - KOM wydawa³ siê za bardzo szczê¶liwy. Pokrêci³em g³ow±. Wysiad³em z Poloneza i stan±³em ko³o Koñca. - Dzieci Buca… Niez³e zió³ka - mrukn±³em, widz±c jak odje¿d¿a radiowóz z nimi. - Chcieli siê za ojca zem¶ciæ… A teraz do niego do³±cz±. Co za rodzinka. - To ja bym jeszcze profilaktycznie zgarn±³ mamusiê, dziadków, i dla bezpieczeñstwa, wujka Romana z Miko³ajek - z ty³u rzuci³ KOM. I nie uwierzycie, ale… Koniec siê za¶mia³. Chyba bardzo, bardzo szczerze. Zaraz jednak wróci³ do powa¿nej miny: - Bêdê siê zbiera³… A pana widzê wkrótce na komendzie. Musi… - …z³o¿yæ zeznania, wiem - dokoñczy³em za niego. - No, to chyba jasne - komisarz odszed³ kilka metrów, ale zatrzyma³ siê i spojrza³ na mnie. - Muszê przyznaæ, ¼le pana ocenia³em… - Spoko, ja siê tym tak nie przejmowa³em… Koniec skin±³ g³ow±. - Tylko niech pan jednak czê¶ciej z nami dzia³a - doda³ Koniec, po czym ju¿ na dobre odszed³. A czy ja zawsze dzia³am przeciwko nim czy jak… Ech… W tym samym momencie z tartaku wyniesiono A¶kê na noszach. - Jak z ni±? - zapyta³em lekarza. - Jest os³abiona, nie stwierdzili¶my innych powa¿nych obra¿eñ… A pan z rodziny? - doda³, nieco podejrzliwie. - Nie, ale tu gdzie¶ powinien byæ jej m±¿ - teraz zda³em sobie sprawê, ¿e od koñca akcji nie widzia³em nigdzie Franka. - Gdzie j± bierzecie? - Do Suchej - odpowiedzia³ lekarz i poszed³ do karetki. Rozgl±dn±³em siê za Frankiem… Tego nadal nie widzia³em… - KOM, gdzie jest Franek? - zapyta³em pojazdu. - W³a¶nie Ada¶… Bo zaraz po tym jak poszed³e¶ sobie na akcjê, to przyszed³ Stêpieñ, wiesz, ten w±sal i zabra³ Franka na Krowiarki - wyja¶ni³ KOM. - Na Krowiarki? - zdziwi³em siê. - Po co? - Twierdzi³, ¿e z³apali truciciela na gor±cym uczynku i… - KOM, to Buc by³ trucicielem… Wszystkie dowody ¶wiadcz±, ¿e to on - przerwa³em komputerowi. - Stêpieñ twierdzi³, ¿e to dyrektor parku - cicho oznajmi³ KOM. – I ¿e chc± sami z nim, bez policji, wyja¶niæ sprawê… Hmm, co¶ mi tu nie gra. - Dobra, jedziemy tam… - zadecydowa³em. Wskoczy³em do wozu i odjechali¶my. *** - Jak sytuacja? - zapyta³em KOMa, gdy byli¶my jakie¶ 200 metrów od prze³êczy. - Na polanie stoi ma³a ciê¿arówka. Posiada dobudowany zbiornik… W stró¿ówce wykrywam dwóch go¶ci - odpowiedzia³ komputer i dodatkowo wy¶wietli³ w³a¶ciwy rysunek na ekranie. Depn±³em po hamulcach. Pojazd zatrzyma³ siê z piskiem opon. - Tak, wiem ¿e mam ¶wietne klocki, ale dlaczego akurat teraz to chcia³e¶ sprawdziæ? - zapyta³ KOM. - Tu nic nie gra… Na hali jest jeden samochód… Je¿eli Stêpieñ i Franek by tam byli, to by³aby tak¿e terenówka parku… I ta cysterna, bo przecie¿ z³apali truciciela… A poza tym, to ich powinno tam byæ co najmniej trzech: Franek, Stêpieñ i dyrektor - spod kierownicy wyci±gn±³em broñ. - A jest tylko dwóch… - Czyli co teraz robimy, o wielki detektywie herbu zielony Polonez, gdzie siê pchasz na trzeciego? - Na razie tylko ja. Ty stój tu, ja idê pod domek… Mo¿e przez okno zobaczê, co siê dzieje w ¶rodku - otworzy³em drzwi. - KOM, skanery w pogotowiu… - doda³em, wyskakuj±c na pole. Owia³ mnie ch³ód nocy oraz mocny zapach lasu. Przebieg³em przed Polonezem, wskoczy³em w krzaki i przedzieraj±c siê przez nie, pobieg³em w kierunku domku. By³em tam po minucie. Bezszelestnie zbli¿y³em siê do jednego z okienek budy, z którego s±czy³o siê mocne ¶wiat³o. Delikatnie kukn±³em przez nie. W ¶rodku by³o dwóch okolicznych pijaczków, s±cz±cych brunatny nap… - ROZJEBIÊ!!! - nagle zza pleców us³ysza³em przepity ryk. Z wyci±gniêtym pistoletem odwróci³em siê, staj±c lufê w nos z dubeltówk±, trzyman± przez kolejnego menela. - Stary, jeste¶ tak pijany, ¿e w mamuta by¶ nie trafi³ - rzek³em szybko, ca³y czas nie puszczaj±c go z muszki. - KURWA!!! - ponownie rykn±³ g³os… Tak, tylko na to czeka³em… Palec naciska na spust… NA ZIEMIÊ… Pad³em na drobny ¿wirek. Sekundê pó¼niej g³uchy huk wystrza³u i t³uczonego szk³a rozniós³ siê po okolicy. Wykorzystuj±c dezorientacjê strzelca, rzuci³em siê do ucieczki. Jednak jego koledzy nie byli tak pijani, jak podejrzewa³em. Jak tylko wybieg³em na plac przed szop±, oni ju¿ stali na jej werandzie. I te¿ mieli ze sob± strzelby. - GIÑ! - rykn±³ jeden i wystrzeli³. W ostatniej chwili pad³em za drewnian± ³awk±. Kule wbi³y siê w jej blat… £UP! Drugi strza³… O wiele bli¿ej mojej g³owy… Kontratak!… £UP! Mój strza³ utkwi³ w jednej ze ¶cian budynku… £UP! …£UP!… Ta ³awka nie bêdzie siê nadawaæ do u¿ytku… Jeszcze chwila i ja te¿… - KOM! - krzykn±³em do zegarka, jednocze¶nie przeskakuj±c za kolejn± ³awkê. - DAJESZ! - A ju¿ mia³em siê obraziæ, focha strzeliæ i do domu wracaæ, ¿e mnie na imprezê nie zaprosi³e¶… - z dezaprobat± wyrazi³ siê Poldek. £UP… £UP… Kiedy im siê naboje skoñcz±… Ale jakbym wskoczy³ do tego lasku… W te ciemno¶ci… A macie… Koñcz± mi siê naboje… KOM, szybciej… A macie… £UUUUPPPP! Teraz to nie by³ ¿aden strza³, tylko KOM taranuj±cy drewniane ogrodzenie. Dla odmiany, dodatkowo odtwarza³ „Conquest of paradise” Vangelis… On siê nigdy nie zmieni… - GIÑ! - nagle us³ysza³em za sob± glos menela, którego wykiwa³em za domkiem. Chwilê pó¼niej nad moj± g³ow± buchn±³ strumieñ jakiej¶ substancji… CHOLERA, KWAS!… CHOLERA, JEST CORAZ… W tym momencie KOM zajecha³ od drugiej strony ³awki. Oprysk zatrzyma³ siê. Zerwa³em siê na równe nogi: jeden menel trzyma³ w rêku w±¿, z którego wylewa³a siê zawarto¶æ cysterny. Pozosta³ych dwóch patrzy³o na tê scenê z zaciekawieniem, przy okazji co¶ popijaj±c z butelek. - Aj, aj, aj… - mrucza³ mój kompan, oblewany kwasem (jednak nie sp³ywa³ on bezpo¶rednio po karoserii, tylko po tarczy elektro-magnetycznej, okalaj±cej KOMa w pewnej odleg³o¶ci). - K±piel w kwasku… Uwielbiam… Ale co za du¿o, to nie zdrowo… - zamruga³ kilka razy skanerem. Pompa stanê³a. Menela zatka³o. - Co jest… - stêkn±³, widz±c, ¿e nic nie leci. - Rêce do góry! - rykn±³em, wychodz±c zza KOM-a. PIF! Który¶ z jego kolegów strzeli³ do mnie… Tarcza pojazdu odbi³a kulê. - SPIERDALAMY! - rykn±³ ten, co do mnie wali³, po czym zadziwiaj±co szybko zmyli siê z koleg±. Ja tymczasem mierzy³em z pistoletu w tego, który pozosta³. - GDZIE JEST FRANEK I STÊPIEÑ?! - krzykn±³em. Ten nic… - GDZIE S¡?! - powtórzy³em. Nic… PIF… Mój strza³ otar³ siê o metalowy bok cysterny… - Nastêpnym razem j± przestrzelê… I uwierz mi, ale k±piel w tym kwasie nie bêdzie niczym mi³ym - powiedzia³em cicho, ale dobitnie. Menel prze³kn±³ ¶linê. - Pojechali… do… schroniska… - wyduka³ z siebie. - No, jaki jeste¶ wylewny, jak ciê kwasem postraszyæ… KOM, w siatê go i wzywaj policjê… - rozkaza³em, nadal celuj±c w go¶cia. Samochód szybko stan±³ przodem do menela i ten ju¿ po chwili le¿a³ pod ciê¿k±, metalow± siatk±. Za¶ ja i KOM wje¿d¿ali¶my na wyboist± drogê, prowadz±c± na Markowe Szczawiny. - Zawieszenie terenowe - rozkaza³em. Polonez uniós³ siê do góry. Dziêki temu mogli¶my z du¿± prêdko¶ci± jechaæ po kamienistym i pe³nym w±skich zakrêtów trakcie. - Adam, prawdopodobnie ten sam pickup, która uciek³ ze starego tartaku, za 6 minut dojedzie do schroniska - KOM przedstawi³ wizualizacjê na mapie. - Co ten dyrektor kombinuje - mrukn±³em. - Nie wiem, mo¿e mu siê pomyli³o i my¶li, ¿e szefuje parkowi rozrywki dla morderców, czy co¶ w ten deseñ - Polonez „b³ysn±³” z³ot± my¶l±… tak jak b³ysnê³a w oddali przebiegaj±ca przez drogê sarna. Nawet przy ca³ej konstrukcji KOMa nie chcia³bym siê z ni± zderzyæ, oj nie… Z maksymaln±, jak na te warunki, prêdko¶ci± zasuwali¶my drog±. Na szczê¶cie nie by³o na niej ¿adnych innych przeszkód czy zwierz±t, wiêc z czystym sumieniem przemierzali¶my las. Po 4 minutach byli¶my na 300 metrów przed schroniskiem. ¦wiat³a samochodowych lamp ¶wiadczy³y, ¿e pickup jest ju¿ na placyku przed obiektem. - KOM, sytuacja? - W terenówce dwie osoby, na pace kilka beczek z kwasem - modulator zapulsowa³ nad kierownic±. Podskoczy³o mi ci¶nienie… Dwie osoby… To znaczy, ¿e który¶ mo¿e ju¿ nie ¿yje… - Ada¶, jaka¶ osoba wysiada z auta na zewn±trz… Co zamierzasz i dlaczego mi siê to nie spodoba? Nie chcia³em wchodziæ tam z impetem, a jednocze¶nie nie mia³em jak podejrzeæ sytuacji, bo sondy jeszcze nie odbudowa³em. Chyba ¿e… - Dajesz holoflarê, te¿ ma kamery - wcisn±³em odpowiedni guzik. - Ale wiesz, ¿e noktowizor w niej to taki kalkulator, wiêc o HD nie ma mowy, o 4K nie wspominaj±c - zauwa¿y³ KOM. - Starczy… - mrukn±³em. Spod KOMa wylecia³a ma³a srebrna kulka. W normalnych warunkach s³u¿y³a do wygenerowania holograficznego obrazu, na przyk³ad Poloneza, by móc zgubiæ po¶cig. Teraz podlecia³a w stronê polany, na jej skraj. Relacjê ogl±da³em na jednym z ekranów. Racja, HD to ten obraz nie jest… Dziesiêæ sekund pó¼niej holoflara wisia³a ko³o pickupa… Kurczê, nie mogê rozpoznaæ tego go¶cia, co siê uwija wokó³ beczek… Ale broñ ma w rêce… Otwiera drzwi… Kogo¶ wyci±ga z pojazdu… Ta osoba jest skuta… TAK! TO FRANEK… ¯yje… Na ca³e szczê¶cie… Ale je¶li to on, to znaczy, ¿e Stêpieñ - Ty skurwysynie! - mój tok my¶lowy przerwa³ gniewny okrzyk Franka le¿±cego na ziemi. - Zamknij siê! - postaæ z broni± podesz³a do niego i kopnê³a w brzuch. M³ody stra¿nik zwin±³ siê z bólu… Zaraz… Ten g³os… - Po… co… to robisz… - wystêka³ Franek. - PO CO DRANIU!? - PO CO?! - agresor znów kopn±³ m³odzika. - TO JEST ZEMSTA… S£USZNA ZEMTSA… PO¦WIECI£EM TEMU GÓWNU CA£E ¯YCIE… TO JA MIA£EM BYÆ TU DYREKTOREM… DO ¦RODKA, BO ZABIJÊ! - zawy³, kiedy w drzwiach pojawili siê zaniepokojeni ludzie ze schroniska. - TO JA MIA£EM TU RZ¡DZIÆ… - wróci³ do Franka - ALE WOLELI¦CIE TEGO DEBILA, TEGO ÆWOKA… ALE JA SIÊ ZEMSZCZÊ… ZNISZCZÊ TO GÓWNO… ZNISZCZÊ… - osoba zaczê³a co¶ niezrozumiale be³kotaæ. Dla mnie to ju¿ nie by³a anonimowa postaæ… - Stêpieñ… - wykrztusi³em z siebie. - Wiedzia³em, wiedzia³em ¿e on by³ zawsze podejrzany, niby taki ¶lepy, niby ¿e okularnik, ale Zofiê to by pierwszy zaciuka³, ¿eby tylko telefon odebraæ… - pomimo sytuacji, doceni³em w my¶lach komowe nawi±zanie do „13. posterunku”. Jednak na g³os rzek³em: - To on jest trucicielem… I jak to sprytnie wymy¶li³: najbardziej poszkodowany… - Ada¶, co¶ mówi±… - przerwa³ mi KOM. - …zrobisz… ze mn±? - stêka³ Franek. - To wokó³ to gówno, ale siedzieæ za to nie pójdê - odpowiedzia³ spokojnie Stêpieñ. - Ale i tak dostarczê im prawdziwego truciciela… Ciebie, Franek… nieszczê¶liwie oblanego kwasem przy kolejnej próbie zamachu, ze skutkiem ¶miertelnym… Ale ten twój Skupieñ bêdzie mia³ minê. Jak go jeszcze moi ludzie z kwasem nie rozpu¶cili… Ju¿ nie uciekniesz… Tak jak w lesie… To ja wtedy na ciebie jecha³em… Ale mi uciek³e¶… Mog³e¶ widzieæ twarz… Musisz zgin±æ… - niesk³adnie be³kota³ Stêpieñ. - Ech ten motyw zdradzania planu przez g³ównego z³ola, to ju¿ siê robi naprawdê nudne - westchn±³ KOM. Wrzuci³em wsteczny, cofn±³em pojazd. - Wchodzimy - ustawi³em Poloneza nieco pod k±tem do drogi. - Ada¶, co ty planujesz? - KOM by³ zaniepokojony. - Wej¶æ tam z impetem! - rykn±³em, wciskaj±c gaz do dechy. KOM ruszy³ z kopyta, prosto na zaro¶la, które ros³y przy zakrêcie, a przez które by³o najbli¿ej na polankê. - No i znowu bêdziemy lataæ. Normalnie jak Ma³ysz, ale czy ja siê doczekam znaczków ze sob±, albo mocno pikselowej gry, no czy ja siê doczekam, nie, bo po co… - burkn±³ komputer. Dziesiêæ metrów… Dziewiêæ… Osiem… Siedem… TERAZ! Wcisn±³em guzik z napisem SKOCZEK. Przód KOMa uniós³ siê wysoko w powietrze, nad krzakami. Z zawrotn± prêdko¶ci± przelecieli¶my nad ro¶linami, jednocze¶nie wlatuj±c na polanê. Ale na tym nie skoñczyli¶my. Si³a wybycia wystarczy³a równie¿ na przelot nad pickupem oraz Frankiem i Stêpniem. - I telemark. Ale czy kto¶ da mi za to 20, albo chocia¿ 19,5 no da kto¶? Nie da! No niesprawiedliwe!!! - narzeka³ KOM. Nie zwa¿a³em na jego paplaninê. Szybko wykrêci³em kó³ko na placyku przed schroniskiem, staj±c na wprost porywacza i porwanego… który to, wykorzystuj±c os³upienie Stêpnia skokiem KOMa, czmycha³ w las ile si³ w nogach! Brawo Franek… No, to teraz panie Marku, pana kolej… PIF… Strza³ z pistoletu odbi³ siê od karoserii Poloneza. - KOM, siateczka - rozkaza³em. - Ada¶, chyba siê… - PIF - …wyrzutnia zaciê³a - na ekranie wyskoczy³a informacja o awarii. - Piêknie - warkn±³em. - ADAM, STÊPIEÑ! - krzykn±³ komputer. Podnios³em g³owê do góry, widz±c jak typ wyskakuje Z PÊDZ¡CEGO PICKUPA, JAD¡CEGO WPROST NA STROME ZBOCZE… Cholera, szybki jest… - Adam, jak wóz tam wpadnie, to kwas mo¿e za³atwiæ du¿e po³acie lasu, do tego ze dwa ¼róde³ka!… Nie mówi±c ju¿ o ska¿eniu gleby - krzykn±³ KOM. Zacisn±³em usta… MAM! Wcisn±³em gaz do dechy… Tak, to jedyne wyj¶cie… - Adam, zgodnie z obliczeniami nie zd±¿ymy przeci±æ drogi! - TARCZA NA 500%… - rozkaza³em, przy¶pieszaj±c - I „Rycerz 4589”… - doda³em. Na jednym z ekranów pojawi³ siê napis: SYSTEM OCHRONY ¯YCIA KIEROWCY DEZAKTYWOWANY. Wóz ju¿ przy zboczu… - Adam, co ty wyprawiasz! - rykn±³ KOM. Wcisn±³em SKOCZKA. KOM uniós³ siê w powietrze… wprost na pieñ rosn±cego przy krawêdzi lasu drzewa! - Ale na kamikadze to ja siê nie pisa³em… - rzuci³ k±¶liwie komputer. £UUUUUUUPPPPPP… Z ca³ej si³y przycedzili¶my w drzewo. To, pod wp³ywem uderzenia KOMa zwali³o siê, przygniataj±c dach pickupa, tu¿ przed krawêdzi±… Mn± rzuci³o mocno do przodu… Pasy wpi³y siê w cia³o… Ból… Iskry spod kierownicy… Uderzenie g³ow± w… … … … Franek przystan±³ i obejrza³ siê na polanê przed schroniskiem… Pickup Stêpnia rusza w kierunku spadu… Truciciel wyskakuje z niego… KOM te¿ rusza… Zaraz, co on zamierza… Czemu… Polonez wzniós³ siê w powietrze i waln±³ w drzewo. To z hukiem zwali³o siê, wprost na dach samochodu Stêpnia… Terenówka z totalnie zniszczon± kabin±, zatrzyma³a siê… Za¶ KOM… KOMem zaraz po tym uderzeniu obróci³o w powietrzu i zrzuci³o w przepa¶æ… Serce skoczy³o Frankowi do gard³a… Natychmiast zawróci³… …………jakie¶ mroczki… mia³em… ju¿… Cholera, boli mnie wszystko… KOM stan±³… Tu¿ przed jakim¶ innym pniem… Cholera, ile komunikatów o awarii systemu… Okulary… Pêkniête… G³owa… Auuu… auuu… - KOM… - wychrypia³em, próbuj±c podnie¶æ g³owê do góry. - KOM… Modulator milcza³. - KOM… - powtórzy³em. Nic… - Stary… Proszê… Nie… - …odchod¼, wiem, wiem… Ada¶, na drug± stronê mi siê nie ¶pieszy, wiesz… Tu jest lepiej: panienki, internet, dogryzanie tobie… Auu… - wyda³ z siebie jaki¶ dziwny odg³os. - No i po czujniku ci¶nienia w lewym kole… - Naprawimy… To… - poklepa³em go po kierownicy… auuu… jak mnie wszystko… - Stary, co ci do ³ba przysz³o, ¿eby skakaæ na to drzewo… - KOM warkn±³. - Naprawdê… Jeszcze w te krzaczory… - ADAM! - nagle, przy rozwalonej szybie od strony pasa¿era, wyros³a g³owa Franka. Widaæ by³o, ¿e jest przera¿ony. - ¯YJESZ?! - rykn±³, szarpi±c za klamkê. Jednak drzwi by³y zablokowane. - Prawie jak… - stêkn±³em. - Ty… ca³y…? - Tak… Tak… - Franek spojrza³ na mnie z przera¿eniem - Adam, mo¿e wezwaæ… - Co jak co, ale pogotowie jeszcze dam radê wezwaæ… - wtr±ci³ siê KOM. - Telefonu, a tym bardziej modemu, mi ten skok jak z jakiego¶ akcyjniaka z lat 80. nie uszkodzi³… - Stêp… uciek… nie - nagle zda³em sobie sprawê, ¿e jeszcze tamtego trzeba z³apaæ… auuu……… Ada¶, teraz chyba sam przyznasz, ¿e raczej ten skok nie by³ m±dry… - Nie ucieknie… Jak wyskoczy³ z auta i zaliczy³ glebê, to straci³ przytomno¶æ - odpowiedzia³ Franek. - Ada¶… Pogotowie ju¿ w drodze… - z sufitu sypnê³y siê kolejne iskry. - No i po kamerce na dachu… - burkn±³ KOM. - A tak± j± lubi³em, ech. - Naprawimy, naprawimy… KOM - szepn±³em. I znów straci³em przytom *** Lipcowe s³oñce mocno przygrzewa³o na Krowiarkach. Siedzia³em na jednej z ³aweczek, z ko³nierzem usztywniaj±cym na szyi. Co prawda nic mi siê nie sta³o, nie mia³em nic skrêconego, ale lekarz uzna³, ¿e lepiej, gdybym co¶ takiego sobie ponosi³ przez kilka dni. Tak dla pewno¶ci. Ale z drugiej strony fajnie… Spokój, cisza… I w pewnym sensie… jestem na urlopie… W koñcu… - Ada¶… Kiedy st±d znikamy? Bo nie ukrywam, ¿e to robi mi naprawdê z³y PR, no… - odezwa³ siê KOM. Sta³ na ¿ó³tej lawecie. Dopiero godzinê temu wydobyto go z krzaków na zboczu… Niestety, by³ na tyle uszkodzony, ¿e nie móg³ w ogóle je¼dziæ… Skakaæ… Skanowaæ terenu… Ale gadaæ tak… Z³ych funkcji diabli nie bior±. - KOM, potraktuj to jako urlop… Jako wczasy zdrowotne… Wci±gaj karoseri± witaminê D, przeczyszczaj t³oki ¶wie¿ym powietrzem - pomimo obola³ego cia³a, mia³em ¶wietny humor. Ot, wp³yw natury. - Stary, na razie jestem tak po ludzku chory… 39% systemów wymaga naprawy… I jeszcze to takie kompromituj±ce… ¿e bêdê do Jordanowa… na lawecie… jak jaki¶ grat z NRD sprowadzany… - KOM by³ w coraz gorszym nastroju. - Witamy panów - nagle za moimi plecami rozleg³ siê g³os Franka. Chwilê pó¼niej stra¿nik, wraz z A¶k±, stanêli przede mn±. - I co… Stêpieñ siê przyzna³? - zapyta³em, mru¿±c oczy przed s³oñcem. - Nie mia³ wyj¶cia… Jeszcze go „koledzy” od kwasu pogr±¿yli - Franek obj±³ swoj± ¿onê. Pomimo tego, ¿e wczoraj tyle przeszli, wygl±dali na pe³nych si³. Mo¿e dlatego, ¿e byli po prostu szczê¶liwi? - To super - spróbowa³em pokiwaæ g³ow±. Ko³nierz mnie przyblokowa³. - Ogólnie przepraszam za to drzewo… Wiem, park… Ale tylko w ten sposób mog³em zatrzymaæ… - Adam, spokojnie. Przecie¿ jak by ten kwas spad³ w t± przepa¶æ, by³yby tam wiêksze szkody ni¿ tylko jedno powalone drzewo - Franek poklepa³ mnie po ramieniu. Cicho sykn±³em z bólu. - Ale to uderzenie… Do tej pory nie wiem, jak je przetrwali¶cie… - Franek, ja jednym ko³em jestem na z³omowisku… Ba, ju¿ nawet na karawan mnie wpakowali… - zabiadoli³ KOM. - Przestañ - warkn±³em. - KOM, jeste¶ bohaterem… Park uratowa³e¶ - A¶ka, która podesz³a do lawety, spróbowa³a jako¶ pocieszyæ Poloneza. A przy okazji pog³aska³a go drzwiach. - Taa… I jeszcze oko³o 60% ¶wiata, jakby sumowaæ to, co Ada¶ ze mn± i we mnie wyprawia³ - nawet nie wiedzia³em, ¿e on mia³ takie statystyki. - Ale tylko tu dostaniecie medal - wypali³ Franek. - Dyrektor, zaraz jak tylko zosta³ ocucony po mojej opowie¶ci, zadecydowa³ o medalu dla was. I… - tu stra¿nik zaszura³ nog±, jednocze¶nie czerwieni±c siê - …awansie dla mnie… Na starszego stra¿nika… - Gratulacje stary! - krzykn±³em. - Brawo - burkn±³ KOM, ale za to pu¶ci³ d³ugie oklaski ze swego syntezatora. Które niestety, przez fakt jego uszkodzenia, zabrzmia³y trochê… ko¶lawo. No ale przynajmniej by³y szczere, to najwa¿niejsze. Tymczasem Franek zrobi³ siê czerwony jak burak. - Zawsze mówi³am, ¿e daleko zajdziesz - A¶ka jeszcze mocniej go objê³a. - Bez ciebie bym tego nie osi±gn±³… - odpowiedzia³ jej Franek. Po czym, zupe³nie nie zwracaj±c na nas uwagi, tak przytuleni, odeszli gdzie¶ na bok. Przez chwilê ich obserwowa³em… - Bohaterze - nagle KOM zabrzêcza³ mi nad uchem. - Ratuj±cy góry… - Stary, wiem do czego zmierzasz… Zaraz pewnie nazwiesz mnie „samochodobójc±”. - Nie… - KOM, po tym tonie wiem, ¿e ciê rozgryz³em. - Mam piosenkê o tobie… - „Ej Janicku, kaj ¿e¶ jest” Golców… Stary, ojca chcesz uczyæ, jak siê dzieci robi… - A ty¶ najwiêcej narobi³ - odci±³ siê obra¿ony komputer. - KOM, spokojnie… Ale jak chcesz, to odpalaj utwór… Z przyjemno¶ci± pos³ucham piosenki - powiedzia³em, przymykaj±c oczy i pozwalaj±c, by s³oñce ogrza³o moj± twarz. KOM tymczasem odpali³ piosen… Jednak nie, bo zamiast niej w³±czy³ d³ugie i przeci±g³ê… pierdniêcie. Które jeszcze dziwniej wysz³o przez uszkodzony g³o¶nik. Nie, nie jest z nim ¼le, absolutnie nie jest z nim ¼le. W ROLACH G£ÓWNYCH Adam Skupieñ KOM 5000 Franciszek Ko³odziejczyk ZE SPECJALNYM UDZIA£EM Babiej Góry SCENARIUSZ I RE¯YSERIA Niejaki Skryba GRAFIKI Astrotrain Rider NR Entertainment SPECJALNE PODZIÊKOWANIA Pikowi za udostêpnienie miejsca na serwerze eNeRowi za konsultacje TYLKO W SERWISIE Spoiler: ***
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
. . Copyright (C) 2004 - 2023 by Pik Regulamin Kontakt |