Ja dziś byłem na cz.3. Było marnie, ale nie aż tak beznadziejnie, jak myślałem.
Część 1 i 2 to dziś klasyk, można lubić mniej lub bardziej, ale ogląda się dobrze i jest się z czego pośmiać. Nowa część...no właśnie w sumie ani jedno ani drugie. Ze 3 razy się zaśmiałem, ale sala z 10 razy więcej, więc pewnie już można się spodziewać cz.4... Jak dla mnie prawie nic tam się nie trzyma kupy a każdy związek jest bezsensowny, bo w ogóle nie ma ani podstaw co do niego ani chemii między bohaterami. A fabuła jest tak skomplikowana, jak piosenka niejakiego Zenona Martyniuka, który brzmi pod koniec filmu. Chyba największym (jedynym?) plusem było zobaczenie kilkorga bohaterów sprzed lat, ale przed pójściem do kina warto obejrzeć zwiastun i iść z odpowiednim nastawieniem. Ja tak zrobiłem i nie bolało tak bardzo
...co nie zmienia faktu, że MiszMasz to dla mnie "mocne 4/10"
30 kwietnia w wieku 74 lat zmarł Peter Mayhew, odtwórca roli Chewbaki z Gwiezdnych Wojen.
Zachęcam do obejrzenia najlepszych fragmentów z sympatycznym włochaczem oraz krótkiego
wywiadu z równie sympatycznym człowiekiem, który w tę kultową postać się wcielał.
19 lipca w wieku 75 lat, jak podano "po krótkiej, cieżkiej chorobie" zmarł Rutger Hauer.
Wielka szkoda... Przyznam, że od "Hobo with a shotgun" z 2011 i "Draculi" z 2012 nic już z nim nie obejrzałem, ale przecież w minionych dekadach zagrał sporo ciekawych ról, że wymienię bodaj najbardziej znane filmy: Łowca androidów, Autostopowicz, Obroża, Poszukiwany żywy lub martwy, Weekend Ostermana, W mgnieniu oka, Samotny łowca, Zaklęta w sokoła, Vaterland... Długo by wymieniać.
Raczej był niedoceniany, kojarzony z kinem klasy B i szkoda , nigdy nie trafił do czołówki aktorów (choć Blade Runner go do niej zbliżył i zapisał się tą rolą w historii kina, nie tylko gatunkowego, i w popkulturze właściwie). Charakterystyczny, zapadający w pamięć, wiarygodny w każdym aktorskim wcieleniu. Żal faceta...na szczęście jego role nie znikną jak łzy w deszczu.
Po paru latach i ja dorzucę coś od siebie. Ładną chwilę temu pytałem Was o pewien film, który za dziecka naprawdę nieźle mnie wystraszył. Dzisiaj chciałem Wam się pochwalić tym, że... w końcu odnalazłem ten film.
Dzieło to nazywa się "Annihilator" (w Polsce podobno pod tytułem "Opętany przez roboty") i pojawiło się w 1986 roku jako pilot serialu, który ostatecznie nigdy nie powstał. Stąd pewnie wieloletnie problemy z jego odnalezieniem. Film można by określić mianem thrillera/horroru, swego rodzaju połączenie pomysłów m.in. z "Terminatora" i "Oni żyją".
W skrócie, jest dokładnie tak, jak przewidywałem. Po latach film już nie robi takiego wrażenia. Momentami zestarzał się niemiłosiernie, wiele fragmentów nieznośnie się przeciąga, sceny mające teoretycznie budować klimat i napięcie wypadają średnio, reżyseria, zdjęcia i montaż chwilami też wypadają blado. Ale, jak na telewizyjną produkcję, szokująco dobrze nawet dziś wypada większość efektów specjalnych - te sceny, które tak przeraziły mnie za dziecka, również dziś wypadają skrajnie niepokojąco (czyli praktycznie wszystkie z androidami, zwłaszcza ta, w której jeden z androidów ginie w płomieniach).
Film wyreżyserował Michael Chapman, muzykę stworzył znany m.in. z filmu "Cobra" Sylvester Levay, główną rolę otrzymał Mark Lindsay Chapman (znany z "Langolierów" oraz "Titanica" Camerona), a w rolach pobocznych pojawiają się Earl Boen (dr Silberman z "Terminatora) oraz Brion Jones (czyli... Jared z KR2010).
Film można obejrzeć w całości na YouTube. Niestety, jest tylko po angielsku
Film raczej odradzam ludziom o słabych nerwach, nie polecam też oglądać go przed snem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum