|
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Archiwalny wywiad z Davidem Hasselhoffem!
Specjalnie dla naszych u¿ytkowników przedstawiamy archiwalny wywiad z Davidem Hasselhoffem.
Zosta³ on przeprowadzony w 1984 roku, podczas nagrywania jednego z odcinków Nieustraszonego. Przeczytacie w nim jaki stosunek do swojej kariery mia³ wówczas odtwórca roli Michaela Knighta. Zdradzi³ on kulisy pracy w Hollywood oraz swoj± receptê na sukces. Z rozmowy dowiecie siê komu David zawdziêcza karierê i w jakich okoliczno¶ciach tak naprawdê zosta³ odkryty jego talent. Wywiad pochodzi z archiwalnego numeru czasopisma "Przekrój". Z Davidem Hasselhoffem rozmawia³ Zbigniew Rogowski. ![]() Trafiam idealnie na przerwê obiadow±. Hasselhoff jest ju¿ w swoim luksusowym omnibusie, garderobie na kó³kach - korzystanie z niego to przywilej gwiazdy. "Mobile - home dressing room", jak tu nazywaj± ów pojazd, oblê¿ony jest przez ciekawskich. Gdy zostajê wprowadzony do wozu, David Hasselhoff wyci±ga rêkê sprê¿y¶cie i wita siê jak z dobrym znajomym, którego klepnie przyja¼nie w ramiê. Ma sylwetkê Gary Coopera i ch³opiêc± twarz m³odego Tyrone'a Powera. Bujn± krucz± czuprynê i zielone oczy - rzek³by¶, romantyczne w wyrazie. Jest bardzo przystojny, chyba przystojniejszy, ni¿ na ekranie. W bezpo¶rednim kontakcie wyczuwa, siê w tym m³odym aktorze wewnêtrzn± si³ê. I du¿o ciep³a. - Jest pan jednym z najprzystojniejszych aktorów Hollywood. A wiêc pytanie: czy uroda jest nadal wa¿nym atutem? - Uroda mo¿e dzi¶ tyle samo drzwi otworzyæ, co zamkn±æ... - ...ale, jak s³ysza³em, to w³a¶nie pana ¶wietna aparycja przyku³a uwagê pani Selznick, która zajmowa³a siê poszukiwaniem nowych twarzy i nowych talentów. Gdyby pan reprezentowa³ typ, powiedzmy, Jacka Nicholsona - typ fizyczny, bo talent ma ogromny - to pozosta³by pan chyba nie zauwa¿ony przez swoj± odkrywczyniê. Wiêc urody jednak nie zdjêto z piedesta³u. - Miss Joyce Selznick w swoich odkrywczych zabiegach zawsze bra³a pod uwagê równie¿ wiele innych cech, jak osobowo¶æ, dynamizm, zmys³owo¶æ i co¶, co bym nazwa³ w³asn± aur± potencjalnego kandydata do kariery ekranowej. Odkry³a przecie¿ niema³o aktorów nie wyró¿niaj±cych siê urod±. Na przyk³ad George C. Scott nie móg³ jej zafascynowaæ urodziw± aparycj±. Film nie kieruje siê dzisiaj kryterium urody w takim stopniu jak dawniej. Wiêksz± uwagê do aparycji przywi±zuje siê w rozrywkowych programach telewizyjnych. Niektórzy wp³ywowi bossowie w telewizji daj± urodzie priorytet. Przede wszystkim kobiecej. Dlatego tak wiele show i filmów telewizyjnych opartych jest na tym powierzchownym efekcie, eksponowanym zamiast, czy te¿ kosztem, warsztatu aktorskiego. - Zatem podziela pan raczej pogl±d, i¿ osobowo¶æ i energia twórcza aktora, a niekoniecznie jego uroda, stanowi± dzi¶ w Hollywood klucz do kariery. - W ka¿dym razie wbrew kanonom obowi±zuj±cym w przesz³o¶ci, uroda nie jest niezbêdna dla sukcesu. Jakie¶ dwadzie¶cia piêæ, trzydzie¶ci lat temu aktorzy, reprezentuj±cy typ fizyczny Jacka Nicholsona czy Steve'a McQueena, nie mieliby szansy kreowania bohaterów ciesz±cych siê powodzeniem u kobiet. Wtedy, lub nieco wcze¶niej, w kinie królowali wielce urodziwi amanci: Cary Grant, Clark Gable czy Robert Taylor. W okresie, kiedy ja próbowa³em siê przebiæ do przemys³u filmowego, na ekranie panowali "brzydale", jak Dustin Hoffman czy Al Pacino. W dodatku oni i im podobni czêsto reprezentowali sylwetkê niewysokiego mê¿czyzny i ja przy swoich stu dziewiêædziesiêciu siedmiu centymetrach nie mia³em czego szukaæ na planie. W³a¶nie mój typ fizyczny w pierwszych latach mody na aktorów typu Hoffmana i Pacino sprawi³, ¿e zatrza¶niêto przede mn± wiele drzwi. Aparycja obróci³a siê przeciwko mnie. Podejrzewano, ¿e "taki urodziwy facet nie potrafi byæ dobrym aktorem". S³ysza³em czêsto: "jeszcze jeden przystojniak". W konkluzji tak powiem: uroda jest nadal atutem aktora, nie stanowi wszak¿e waloru decyduj±cego. Musi jej towarzyszyæ wyrazista osobowo¶æ. No, i talent. "Talent jest piêkno¶ci±" - mawia Barbara Streisand. - Z pana twierdzeniem pokrywa siê w pewnym sensie wypowiedziana kiedy¶ przez waszego s³ynnego krytyka, Pauline Kael, taka oto opinia: "Dowodu, ¿e przystojna twarz, to za ma³o, dostarcza nam Omar Shariff, który pokazuje, jak dalece uroda mo¿e byæ niczym". I doda³a: "Banalno¶æ ³adnych twarzy jest chorob± amerykañskiego kina - kto je potrafi rozró¿niæ?". - Tê drug± konstatacjê mo¿na by w jakim¶ tylko stopniu odnie¶æ do telewizji. O tym ju¿ wspomina³em. Przyk³ad Shariffa - to rzecz polemiki. Ma on jednak w dorobku kilka godnych uwagi osi±gniêæ aktorskich. Wracaj±c do mego odkrycia przez Joyce. Gdy to siê sta³o i zosta³em zaanga¿owany do soap opera, jeden z hollywoodzkich dziennikarzy napisa³, ¿e pani Selznick upolowa³a mnie w eleganckiej restauracji, gdzie pracowa³em jako kelner. Ale to nie tam mnie zobaczy³a. Odkrywanie przysz³ych gwiazd w lokalach i druge-storach - to jeden z hollywoodzkich mitów. Do pierwszego kontaktu dosz³o w Paramouncie, gdzie postarano siê o wstêpn± rozmowê z pani± Selznick. Chyba wtedy o spotkaniu zapomnia³a, bo musia³em czekaæ bite dziewiêæ godzin... Gdy wreszcie przekroczy³em próg gabinetu, pani Selznick obrzuci³a mnie surowym spojrzeniem i, nie wyjmuj±c z ust cygara, przez d³ug± chwilê przygl±da³a siê badawczo. Nagle ugryz³ mnie w nogê jej pies i, kiedy tamowa³em chusteczk± krew, ona jak gdyby nigdy nic zapyta³a: "Daje pan sobie radê jako aktor?" Odpowiedzia³em, ¿e tak. A ona: "Gówno prawda. Ale ma pan chyba kawa³ek duszy. I aparycjê. Zajmê siê pana karier±". W wyniku dzia³ania Joyce otrzyma³em rolê w soap opera "The Young And Restless" i w serialu "Semi - Tough". W tym pierwszym gra³em przez blisko sze¶æ lat. By³o to bardzo nu¿±ce. Ale mia³em pracê! Tyle ¿e nie dawa³a mi wiêkszej satysfakcji. Soap opery s± emitowane w niekorzystnym czasie, wczesnopopo³udniowym, kiedy ogl±daj± je g³ównie gospodynie domowe i kucharki. Dopiero po sze¶ciu latach trafi³em do "Knight Ridera", serialu, który sta³ siê przebojem telewizji. - O pracê dla aktora jest w Hollywood bardzo trudno. Jak mówi± wasze statystyki, liczba aktorów pozostaj±cych ka¿dego dnia bez zajêcia siêga nawet osiemdziesiêciu piêciu procent. - Smutna prawda. Bo przecie¿ Zwi±zek Aktorów Filmowych zrzesza w ca³ej Ameryce armiê wykonawców - grubo ponad piêædziesi±t tysiêcy cz³onków. - Nic dziwnego, ¿e aktorzy próbuj± ró¿nych sposobów czy wrêcz sztuczek, by zwróciæ na siebie uwagê producentów i re¿yserów. Opowiadano mi, ¿e pewien aktor wynaj±³ helikopter, ¿eby rozrzuciæ parê tysiêcy ulotek z ¿yciorysem artystycznym i zdjêciem w rejonie biur Universalu. Skutek by³ odwrotny od zamierzonego, gdy¿ bossowie w¶ciekli siê za za¶miecanie wytwórni. - S³ysza³em o tym... - Opowiadano mi równie¿ tak± zabawn± historyjkê. Oto do pewnego producenta przyniesiono wysok± skrzyniê z napisem: "Obchodziæ siê ostro¿nie". Producent zauwa¿y³ w pokrywie okr±g³e dziury i us³ysza³ oddech jakiego¶, jak s±dzi³, zwierzêcia. Gdy uniós³ pokrywê, ze skrzyni wysz³a wielce urodziwa dziewczyna. Bardzo przestraszona, dr¿±cym g³osem poprosi³a o jak±kolwiek rolê. I dosta³a! Ale, pozwoli pan, ¿e wrócê do pana i jego aktorstwa. Czy opiera siê ono na dzia³aniu instynktownym? - Absolutnie. To, co proponujê na planie, jest czysto instynktowne. - Boi siê pan kamery? - Nie, nie bojê siê. Wyzby³em siê deprymuj±cego lêku po jakich¶ dwóch latach pracy. Ekscytuje mnie ten hazard z kamer±. - Niedawno rozmawia³em z Ronaldem Neame'em, odkrywc± dla kina Aleca Guinnessa. Cytowa³ on tego znakomitego artystê, utrzymuj±cego, ¿e aktor powinien byæ traktowany przez re¿ysera i producenta jak dziecko, które lubi byæ pochwalone, pog³askane et cetera. Bo - zdaniem Guinnessa - aktor ma w sobie co¶ z dziecka. Czy pan sk³onny jest podzieliæ ów pogl±d? - Ca³kowicie. S±dzê, ¿e najlepszymi aktorami s± ci, którzy zachowali co¶ z cech dziecka. Choæby ¶wie¿o¶æ reakcji i naturalno¶æ - tak potrzebne w aktorskiej wypowiedzi. Na planie czêsto czujê siê, jakbym by³ dwunasto-czternastolatkiem. My¶lê, ¿e im bardziej - jako aktorowi - udaje mi siê zbli¿yæ do istoty dzieciñstwa, tym wiêksz± odczuwam podnietê. Powiem panu, ¿e czujê j± w koniuszkach palców. I wtedy dajê z siebie wiêcej. Najczê¶ciej chyba pod¶wiadomie. Mam g³êbokie prze¶wiadczenie, ¿e tak czuj±c - mo¿na byæ rzeczywi¶cie dobrym aktorem. - Czy pan lubi byæ chwalony? - Naturalnie! Kilka dni temu telefonowa³em do producenta serialu, którego - jak to siê mówi - jestem gwiazd±, a wiêc zatelefonowa³em z wyrzutami, ¿e nigdy nie chwyci za s³uchawkê, by mnie pochwaliæ. A przecie¿ graæ to znaczy oczekiwaæ akceptacji. S³owa uznania s± dla aktora jak s³odki poca³unek, milczenie - jak cios no¿a w plecy. - Nie mia³ pan w tym wzglêdzie szczê¶cia do producenta serialu. A jak uk³ada³y siê i uk³adaj± stosunki z agentami? - No có¿, w³a¶ciwie to nigdy nie otrzyma³em satysfakcjonuj±cej mnie pracy za po¶rednictwem agenta. Dostawa³em j± przez mojego wspania³ego mened¿era, pani± Selznick. Agenci? Ci pozuj± niekiedy na tak wielkich, s± tak pyszni, ¿e na przyk³ad nie uznaj± za stosowne wyja¶niæ przyczyn, dla których nie dosta³o siê tej czy innej roli. Nie zdobêdzie siê jeden z drugim nawet na przyjazne klepniêcie w ramiê i wycedzenie grzeczno¶ciowego zwrotu: "Przykro mi z tego powodu". Choæ kontraktu w serialu "Knight Rider" nie za³atwi³ mi mój agent, p³acê mu dwa i pó³ tysi±ca dolarów tygodniowo. Bo nominalnie jest moim agentem. Kiedy Joyce zmar³a, nawet nie poszed³ na pogrzeb, a przecie¿ oboje ³±czy³y sprawy biznesu. Ci faceci s± po prostu ch³odni, wyrachowani. Dodam jeszcze: nigdy, ani w pocz±tkach kariery, ani pó¼niej, agenci nie wykazywali szczególnej inicjatywy w moich sprawach zawodowych. I nie widzê powodu dla którego mia³bym ich darzyæ specjalnym szacunkiem. To tak generalnie. Bo zdarzaj± siê agenci zas³uguj±cy na uznanie. - Jednym z najbardziej gorzkich, najbardziej stresuj±cych do¶wiadczeñ aktora w Hollywood jest odmowa. Odrzucenie jego oferty, odmowa anga¿owania. Pan równie¿ zazna³ tej goryczy – parokrotnie odrzucono pana kandydaturê do znacz±cych ról w serialach. Jak pan na to reagowa³? - Aktem rozpaczy: przez dwa, trzy miesi±ce wegetowa³em na mocnym rauszu. Prze¿ywa³em g³êbokie rozczarowanie. Mo¿e nie tyle Hollywoodem, co postêpowaniem gentlemana o nazwisku Jonathan Axelwright z sieci telewizyjnej ABC. Ów pan z uporem powtarza³, ¿e nie jestem "materia³em na gwiazdê" i nie da³ mi szansy zab³y¶niêcia. ![]() - Rzeczywi¶cie, pocz±tkowo w³a¶nie ów superautomobil z mówi±cym komputerem - inteligentnym, dowcipnym, obdarzonym ¶wietnym refleksem - któremu znakomicie u¿ycza g³osu ¶wietny aktor z Broadwayu, William Daniels, zdystansowa³ mnie u publiczno¶ci. Objawi³o siê to w listach, a otrzymywali¶my ich ka¿dego tygodnia tysi±ce. Otó¿ g³ównym adresatem by³ mój wóz... Zw³aszcza ¿e przemawia³ ludzkim g³osem. Wywo³ywa³o to moj± zazdro¶æ, równie¿ dlatego, ¿e scenarzy¶ci pisali pocz±tkowo wiêcej kwestii dla komputera, ni¿ dla mnie. Pó¼niej relacja w korespondencji nap³ywaj±cej od widzów zmieni³a siê dok³adnie w odwrotn± warto¶æ. - W konkurencji z maszyn±, choæby tak doskona³±, zwyciê¿y³a jednak osobowo¶æ bohatera. - Ufam, ¿e w³a¶nie moja osobowo¶æ przechyli³a szalê we wspó³zawodnictwie z mówi±cym supersamochodem, o którym zreszt± kto¶ powiedzia³, ¿e te¿ ma swoj± osobowo¶æ. Widzowie uznali jednak nadrzêdno¶æ cz³owieka nad tym rekwizytem na czterech kó³kach, choæ to rekwizyt ca³kiem wyj±tkowy. Mój Pontiac, wyprodukowany na specjalny obstalunek, rozwija szybko¶æ do dwustu osiemdziesiêciu kilometrów na godzinê. Potrafi przefrun±æ w powietrzu piêtna¶cie, szesna¶cie metrów, mo¿e mnie katapultowaæ przez klapê w dachu, umie jechaæ bez kierowcy, prowadzony komputerem; potrafi przyjmowaæ i analizowaæ policyjne meldunki; mocny niczym czo³g, choæ bardziej zwinny, jest w stanie przebijaæ ¶ciany domów i spychaæ z autostrady ciê¿arówki. - Czy nie s±dzi pan, ¿e "Knight Rider" jest osobliw± odmian± westernu? Koñ zosta³ zast±piony przez samochód, a jego posiadacz walczy z nieprawo¶ci±, ¶cigaj±c ludzi wystêpnych. W koñcu Dobro zwyciê¿a Z³o. Czy zatem widzi pan zwi±zek miêdzy swoj± supermaszyn± i r±czym kowbojskim wierzchowcem? Je¶li tak, to znaczy, ¿e ogl±damy oryginalnie pomy¶lany western. - Nie inaczej. W³a¶nie tak± koncepcjê serialu wy³o¿y³em w rozmowie z dziennikarzami po premierze emisji. Widzi pan, czêsto nazywam mój wóz kumplem, zwracam siê do niego tym s³owem, a po zaparkowaniu, klepiê czule w maskê, mówi±c, ¿e nied³ugo wracam. Jakbym przemawia³ do konia. Bo ten mój wóz jest jak wierne zwierzê, jak koñ - druh, ca³kowicie oddany je¼d¼cowi, godny zaufania, czêsto ratuj±cy swego pana w opresji. - Czy ma pan jak±¶ w³asn± receptê na sukces w Hollywood? - Mam tak± receptê. Okre¶laj± j± cztery punkty. Po pierwsze - my¶leæ o karierze w kategoriach pozytywnych; po drugie - utrzymywaæ niezachwian± wiarê we w³asne si³y; po trzecie - staraæ siê w sugestywny sposób zaprezentowaæ swoje umiejêtno¶ci producentowi, agentowi czy re¿yserowi; po czwarte - przestrzegaæ twardo za³o¿enia, ¿eby nigdy, ale to nigdy, nie poddawaæ siê w d±¿eniu do celu. - A sprawa zale¿no¶ci od czasu? Czyli sprawa zestrojenia czynników przes±dzaj±cych o trafieniu w odpowiedni "punkt czasowy"? - To ju¿ jest w rêkach Opatrzno¶ci... Ale trzeba zawsze czekaæ na nieoczekiwane. - Szczê¶cie? - Mieæ szczê¶cie - to znaczy znale¼æ siê w tym w³a¶ciwym miejscu, gdy nadarzy siê okazja do wykazania umiejêtno¶ci. - Gdyby mia³ pan dzi¶ radziæ m³odszemu aktorowi, pragn±cemu wst±piæ na drogê kariery w Hollywood - co by mu pan doradzi³ w pierwszym rzêdzie? A mo¿e próbowa³by pan go odwie¶æ od takiego zamiaru, ¶wiadomy trudno¶ci w uzyskaniu pracy w przemy¶le filmowym? - My¶lê, ¿e jest rzecz± po¿yteczn±, je¶li przed podjêciem pracy aktorskiej znajduje siê na pewien czas zajêcie w innych zawodach. To wzbogaca do¶wiadczenie. - Sprawdzona rada. Na przyk³ad Anthony Quinn, zanim zosta³ aktorem, ima³ siê szeregu zawodów. By³ taksówkarzem, tancerzem, saksofonist±, pracowa³ w fabryce przy produkcji materaców. Telly Savalas tak¿e próbowa³ szczê¶cia w kilku profesjach. - No w³a¶nie. A podejmuj±c ju¿ pracê aktora nale¿y staraæ siê wykonywaæ mo¿liwie najliczniejsze zadania czy to na planie, czy w teatrze. Grywaæ nawet ogony. Zdobywaæ do¶wiadczenie. A jednocze¶nie krytycznie analizowaæ sw± warto¶æ jako aktora. Staraæ siê znale¼æ potwierdzenie u re¿yserów i producentów, ¿e osi±gnê³o siê w zawodzie co¶, co mo¿e byæ zwiastunem dalszej ewolucji. Je¶li ci ludzie bêd± o tym prze¶wiadczeni - znak, ¿e siê kroczy w³a¶ciw± drog±. Je¿eli za¶ przekonasz siê, i¿ aktorstwo to nie twoje przeznaczenie, wycofaj siê czym prêdzej. Aby siê w tej profesji utrzymaæ musia³by¶ byæ naprawdê dobry. Zatem nale¿y byæ bezlito¶nie samokrytycznym. I jeszcze jedno: w Hollywood trzeba umieæ siê sprzedaæ! Mo¿na byæ nawet najwiêkszym aktorem na ¶wiecie, ale je¶li siê tu cz³owiek nie potrafi sprzedaæ, niech zapomni o karierze. Gdy wejdziesz w te czy inne drzwi i dasz siê zastraszyæ grubymi rybami w gabinetach - le¿ysz. Czy to w rozmowie z facetem od anga¿owania aktorów, czy to z agentem, musisz mieæ inicjatywê. B³ysk w oku. Umieæ siê sprzedaæ. Przecie¿ oni, kiedy ciê zamierzaj± anga¿owaæ, musz± wiedzieæ co robisz, co potrafisz, musz± czuæ twoj± osobowo¶æ. Gdybym przyszed³ pe³en przejêcia i niepewno¶ci i wyduka³: "Jestem David Hasselhoff, wystêpowa³em w soap opera, chcia³bym teraz zagraæ" - i dalej w tym stylu, to faceci powiedzieliby: "O Bo¿e, je¶li on jest taki niepozbierany tutaj, to co to bêdzie na planie!". Bez przebojowo¶ci jeste¶ w Hollywood stracony. Czy wierzê w swoj± karierê w kinie? Po stokroæ tak! Wierzy³em, ¿e zostanê aktorem, kiedy mia³em ledwie osiem lat. Wtedy to po raz pierwszy stan±³em na scenie. Dzi¶ ufam niez³omnie, ¿e zostanê gwiazd± kina! Gwiazd± telewizji ju¿ jestem... - Pracuje pan w Hollywood, co jest marzeniem ka¿dego chyba amerykañskiego aktora. Mówi siê nawet o magii Hollywood. Jakby pan j± zdefiniowa³? - Magia... To jest przede wszystkim cholerny kawa³ ciê¿kiej pracy. To tak¿e wymóg wielkiej wytrwa³o¶ci i ofiara z prywatnego ¿ycia. Tak wiêc magia magi±, a jednocze¶nie to co¶, co chwilami przypomina przykry sen. Za wszystko p³aci siê jednak jak±¶ cenê. Ale przecie¿ mogê mówiæ o spe³nieniu siê amerykañskiego marzenia. Mam trzydzie¶ci jeden lat, nie brak mi pracy, jestem znany, zamo¿ny.
Tre¶æ wywiadu oraz zdjêcia pochodz± z czasopisma "Przekrój" z 20 stycznia 1985 roku. Materia³y zosta³y zamieszczone po konsultacji z tygodnikiem.
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
. . Copyright (C) 2004 - 2023 by Pik Regulamin Kontakt |